Upraszam indulgencji, drogie audytorium
Lecz ta sprawa winna trafić na podium
Cóż to za król, co dzieci pożera
Zgrywając przy tym nie lada bohatera
Błogini dawno nie patrzyła mu w oczy
Że za fakt istnienia swoje dzieci chce osoczyć
Cóż to za król dla którego krotofilą
Jest oglądać jak jego własne dzieci giną
Chyba swoją duszę dał diabłom i upiorom
Aby móc rządzić in saecula saeculorum
Jego żądze bynajmniej nie są karse
O berło w ręku walczyłby nawet z Marsem
Wpadł w nieskończoną przepaść swojego ego
Nie uratuje już nic serca zimnego
Pewnego dnia przysiadł do kolacji
Nie mógł zmieścić więcej konsolacji
Syn wykorzystał ten wyczekiwany fakt
I z(a)bijając króla zakrzyknął ‘szach mat!’
Martwy już okrutnik za sprawą własnych rąk
Obudził się w piekle wśród lutych mąk
Gdy nadchodzi czegoś koniec coś się zaczyna
Bógdaj by zło nie przeszło z ojca na syna.
Patryk Szymczak