Na zmęczonym stole z nogami drżącymi
Noże skłócone z widelcami leżą.
I spalona zupa znad garnka dymi,
I obrus biel zaplamił poprzez nierząd.
I znudzone poduszki osobno zasypiają,
Nie zważając na szarego misia.
I pijana kołdra naiwną magią
Zmienia każde jutro w dzisiaj.
I wytarta podłoga prowadzi zawsze
Po śladach od wieków niezmiennej ziemi
Do telewizora udającego zbawcę
I obojętnej kanapy, i smutnych foteli.
I drzwi co krzyczą swoimi hukami,
I przezroczyste okna niewidoczne,
I książki bez grzbietów z bladymi kartkami,
I lustra dawną pięknością nieowocne.
Jedynie duchy patrzą załzawionymi oczami,
Bo mogli lepszymi być architektami.